czwartek, 21 maja 2009

Ludzie, których nie ma...


Czasami widzę ludzi, których nie ma. Dzisiaj staruszkę, która z bliska okazała się drzewem, a później młodego chłopaka, który był lampą.
I właściwie mogłabym uznać, że mi się przywidzieli, gdyby nie to, że oni do mnie mówią...
Już z daleka wypatrują i zaczynają pytać zanim jeszcze się zbliżę. Zanim znikną. Zanim uznam, że przecież drzewo nie mogło do mnie nic powiedzieć. Ani lampa.
Pytają o różne rzeczy.

Staruszka na przykład zastanawia się czemu jest tak ciemno i nie może trafić do domu. Już od wielu miesięcy próbuje. Może dlatego, że najpierw zaginął jej mąż? Z nim zawsze wieczorami wychodziła, żeby jej się nic nie stało. Wiedział jak trafić. Z każdego miejsca umiał znaleźć drogę do domu. Czeka na niego... Może i ją odnajdzie. Kiedyś...

Ale chłopak też czeka. Na kolegę. Też już długo. Nie może odejść dopóki tamten się nie zjawi. A nie wiadomo czy przyjdzie w ogóle. Chociaż powinien. Przecież w szkole siedzieli w jednej ławce. Razem ganiali za piłką. Wspólnie odrabiali lekcje. Tak się nie zostawia kumpla... W końcu pewnie przyjdzie. Kiedyś...

A mnie pytają czy długo tak jeszcze mają stać... Że wiosna mija, zaraz lato, a potem kolejna zima... I nikt ich nie widzi. Staruszka ma płaszcz ochlapany, bo samochody przejeżdżają, a ona nie zdąży się odsunąć. Chłopak młodszy, to mu się udaje. A ona cała ubrudzona...
Nie wiem co odpowiedzieć. Nie wiem...
A poza tym, to się boję. Nawet nie ich, tylko tego, że mi się jednak przywidzieli. Że będę mówiła do drzewa i do lampy... Albo, że to oni są prawdziwi, a ja się przywidziałam... Mam ochlapany płaszcz...

poniedziałek, 11 maja 2009

kocia modlitwa (?)

Sprzątałam dzisiaj starą torebkę... Nie używałam jej od czasu wypadku na jachcie...
Znalazłam w niej tzw. sticky notes z reklamówką Whiskas... Myślę, że napisałam to w szpitalu. Nie pamiętam...



Uciekają ze mnie słowa, zdarzenia,
zapachy, ludzie, miejsca.
Nie znam swojego imienia.
Nie znam tego pana, który siedzi obok i trzyma mnie za rękę.
Tak bardzo się boi, żebym nie umarła.
Mówi do mnie żono. Co za śmieszny wyraz.

Podłączyli kroplówkę.
Cyfry ciekły przeze mnie,
kapiąc powoli z tej rurki.
Umrze, nie umrze.
Błaganie zero-jedynkowe.